niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru
709
BLOG

dziewięć (nick(t)-name)

niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru Rozmaitości Obserwuj notkę 10

 

 

 

 

Czym kierowałem się wybierając pseudonim „z Mordoru”? Jeno Smaug czy sam Sauron stoi za piszącym pod tym nickiem? Jaka psychuszka przytuli to indywiduum, które w nazwie swej określa, że przychodzi z krainy zła, gdzie zaległy cienie?

 

Kiedy zacząłem tu komentować, przekornie i intuicyjnie wybrałem taki nick. Przekornie, bo zobaczyłem wiele nicków zapożyczonych z literatury, szerzej - sfery kultury - które są nazwami postaci dobrych i szlachetnych. Zapoznałem się też z treściami, jakie osoby tych pseudonimów używające podawały. Zatem, rejestrując się „na salonie” wprowadziłem nick nawiązujący do jednej z książek, określenie rozpoznawalne dosyć powszechnie, dzięki tej książki ekranizacji sprzed lat kilku.

 

Nie wybrałem przy tym postaci, awatara żadnego, którym chciałbym się w „wirtualu” posługiwać, ale określenie krainy. Decyzja była szybka, działanie wręcz intuicyjne (chociaż z intuicyjnością różnie bywa, patrz doświadczenia z posługiwaniem się tzw. intuicyjnym oprogramowaniem). Prowokacyjnie trochę.

 

Prowok zadziałał. Moje sporadyczne komentarze, jakie poczyniłem: czasem reakcja na nie była reakcją na nick, na Mordor w nim pobrzmiewający, nie na treść. Oczywiście: to nie „nasz”, jakiś – opłacany pewnie i ze „zleceniem” – potomek wiadomych służb, synek zomowca i ormówki, wykształciuch niedorobiony, a może psychicznie zwichrowany, no to jeszcze zajrzyjmy jak komentuje i u kogo, leming niewydarzony, z kim to taki zadawać się tu może.

 

Kiedy zdecydowałem się własne teksty umieszczać, dałem krótką notkę wprowadzającą (oznaczoną „jeden”), pseudonimu wszak nie wyjaśniłem. Kilka dni temu natknąłem się zaś na notkę (Entefuhrera) „Wielkie Styczniowe Powstanie Niziołków”, która mnie do snutych tu refleksji zainspirowała.

 

Czym jest ten „mój” Mordor? To przekleństwo bogactwa naturalnego jakie dotknęło region, z którego jestem. Wydobywanie tychże bogactw/kopalin i wykorzystywanie na skalę przemysłową, skala zaś ta zupełnie zrujnowała środowisko naturalne, w jakim działalność przemysłowa się odbywała i odbywa. Ciężkie metale w glebie, niebieska mgiełka stale otaczająca pobliską cynkownię, mężczyźni o powiekach podmalowanych węglowym pyłem, odprężenia górotworu objawiające się drżeniem całego budynku, domy z czerwonej cegły – kotwione aby się nie rozleciały, twarda robociarska mowa, od pokoleń kształtowane słownictwo pogranicza, żargon umożliwiający porozumiewanie się przy pracy. Przekleństwo przemysłowej rewolucji, rabunkowa eksploatacja zasobów naturalnych i cynicznie zwanych „zasobów ludzkich”. Z takiego Mordoru przychodzę.       

 

Właśnie, to jedno małe „z”. Oznacza dwie rzeczy, że się jest skądś, a także że się skądś wyszło. Z tym zastrzeżeniem, że nie wyszło się raz i na dobre, że ciągle na nowo trzeba wychodzić.

 

Dlatego mój przewrotny pseudonim zachowałem, z uwagi na dwojakie znaczenie owego „z”. Jestem z Mordoru powstałego z powodu pazerności ludzkiej, która ten kawałek matki Ziemi i jej mieszkańców naznaczyła piętnem szkaradziejstwa i wyssała. Z krainy, którą człowiek Mordorem uczynił.

 

Wszakże, owo „z” oznacza również, że się skądś wychodzi, coś za sobą zostawia. W tym sensie z Mordoru wyszedłem, wcześniej odbywszy podróż do jego wnętrza, bo tylko tam możliwe było złożenie depozytu, który ciążył. Wyprawa niczym ekspedycja niziołka Froda, w głąb samego siebie. Mordorem są w tym przypadku inni ludzie, zdarzenia, ich wpływ na człowieka, jak też ciemne miejsca własnego jestestwa. Ciemne i trudne dni, ale dobrze, że były, bo chodziło o coś wielce ważnego, na dnie serca ukrytego, i to nie poległo. Z takiego Mordoru kiedyś wróciłem.

 

Jeszcze Mordor jako czas, nie miejsce. Kraina zła ma swój czas, ograniczony. Czasy władzy jedynej partyi, czasy kiedy paczyli się ludzie i ich sumienia. Podłości wtedy popełnione wybaczamy sami sobie łatwo – zwalając na czasy. Przy tym, są to czasy wspominane z nutką nostalgii przez tych, którym przypadła na nie młodość.

Nie wybieramy czasu swych narodzin: jestem z Mordoru gospodarki niedoboru, dystrybucji dóbr prowadzonej arbitralnie, biletów narodowego banku, których się drukowało skolko ugodno. Mordoru udawanej pracy i pozorowanej płacy. W nim żyłem, bo był, ale nie tkwiłem w dolinie, kiedy mogłem wychodziłem na grań, wszystko wtedy pozostawało w dole, małe i nieważne. Byłem trochę z boku, trochę na bakier, różne takie: iberoamerykańska literatura, żywiczne lasy/granity skał, „dziwna” muzyka, trochę filozofii, samizdat, bieganie, koszykówka. Cieniutkie przepierzenia, jak w japońskich domach. Oddzielały. Z tamtego Mordoru nie musiałem wychodzić, nauczyłem się w nim nie być, gdy był.

 

Tyle w kwestii nicka, jakim się posługuję, wiele na tym portalu manicheizmem tchnących zapędów, aby wrzucać do worka z etykietą: „siły złego” wszystko, co rusza się inaczej od mających owe zapędy. Pisanie moje tu po to, aby rozważać o wolności, także wyrażania i to nie tylko poglądów. Jak trudno ją uzyskać – jednostce i większej grupie - jak łatwo nadużyć. Wrócę w tym celu.   

  

inkszy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości