niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru
442
BLOG

Król nie z tego świata

niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru Religia Obserwuj temat Obserwuj notkę 24

Cierpienie, fizyczne i psychiczne, razy od tak zwanego losu, utrata najbliższych i kochanych osób. Szukamy, gdzie można znaleźć zrozumienie, gdy doświadcza nas egzystencja. Doświadcza ponad miarę i nie licząc się z naszą wolą.

Nie szukamy wielkiej figury idola z piękną twarzą. Żadnych wielkich rzeczy nie szukamy, tylko chwili wytchnienia od bólu zbyt wielkiego, którego nie umiemy unieść ani znieść. Nie w głowie nam wtedy nawet takie drobiazgi jak godność. Nadziei szukamy, że to co przeżywamy ma sens.

Bywa taki czas, że jestem zwierzę sponiewierane, umęczone ponad wszelką miarę. I nie znajduję nigdzie ukojenia, modlitwy najżarliwsze w pustkę zdają się ulatać. Wtedy tylko ktoś równie zeszmacony i zniszczony może wyciągnąć do mnie rękę. Któremu nabito koronę z cierni, by bolało jeszcze więcej.  

Pisze Episkopat Polski: Nie trzeba więc Chrystusa intronizować w znaczeniu wynoszenia Go na tron i nadawania Mu władzy ani też ogłaszać Go Królem. On przecież jest Królem królów i Panem panów na wieki (por. Ap 19,16; 1Tm 6,15n). Natomiast naszym wielkim zadaniem jest podjęcie dzieła intronizacji Jezusa w znaczeniu uznawania Jego królewskiej godności i władzy całym życiem i postępowaniem. (http://episkopat.pl/list-pasterski-episkopatu-polski-w-sprawie-jubileuszowego-aktu-przyjecia-jezusa-za-krola-i-pana/)

Pisze wielki Episkopat Polski do mnie, małego zbolałego człowieczka. Bratem mnie nazywa. A ja ni w ząb nie rozumiem, gdy pisze, że intronizować nie trzeba a jednocześnie zadanie intronizacji stawia i w czyn wciela. Zawierzyć Chrystusowi Królowi wszystko, co Polskę stanowi chce, a milczy, gdy dzieli się ludzi na tych, co Polskę stanowią bardziej i tych co mniej. O wyrzeczeniu się złego ducha pisze, a manichejskiego podziału zdaje się nie zauważać. Rozpołowienia.  

Czytam o miłosierdziu, prawdzie, sprawiedliwości, pokoju, świętości, miłości i jakie tam jeszcze szlachetne słowa nie padają. O akcie wyboru Chrystusa. Jakbym słuchał jakiegoś telewizyjnego ewangelisty, który nawołuje, żebym wybrał. Mam za sobą tysiące takich wyborów, dzień po dniu, zdarzenie po zdarzeniu. Wąską ścieżkę, z której łatwo zejść. Wiele pobłądzeń, mozół powracania.

Wierzę, że Chrystus widzi mnie – małego człowieczka. Że mnie rozumie, znajduje, gdy błądzę. Całą nadzieję pokładam w tym, że królestwo nie z tego jest świata, że mieszkań jest wiele. Że życie człowieka zmienia się, ale nie kończy.

Nie piszcie do mnie listów o intronizacji, tronach, królach, zaangażowaniu, konieczności przemiany. To słowotok jakiś, na który przestaję reagować. Chrześcijaństwo nie polega na tym, by kasta kapłanów pouczała prostaczków i dawała im szansę zmiany życia. Piszecie w przywołanym wyżej liście:  Jesteśmy bowiem świadkami wielorakiego pozostawiania Boga na marginesie życia, czy wręcz odchodzenia od Boga. W naszym życiu ma nieraz miejsce swego rodzaju detronizacja Jezusa. Jesteśmy wspólnotą wierzących, jeśli będziecie z piedestału konsekrowanych świadków odchodzenia przemawiać, zobaczycie jeszcze niejedno odejście.

Mówcie do nas po ludzku, jak bliźni do bliźniego. Opowiedzcie choćby o tym, jak trudne jest pojednanie. Prostymi słowy, jak ten zakonnik ostatniej niedzieli, o tym, jak mu trudno było pojednać się z bratem z tego samego zgromadzenia. O tym, jak w końcu się przemógł i poszedł do tamtego, a tamten, że czemu tak późno przychodzi, po tylu godzinach. I łaskawie przeprosiny przyjął. A ten, co się przemógł i poszedł wcale tego jako pojednanie nie odczuł. Odszedł upokorzony.

inkszy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo