niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru
373
BLOG

mała wielka rocznica

niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru Sport Obserwuj notkę 10

Była wczoraj, lat miała czterdzieści, nie wyglądała wszak na nie. Znowu na lodzie. Jakby nie unicestwiły jej te lata, ani cyniczne przygaduszki zwolenników spiskowych teorii (to było ugadane, na najwyższych szczeblach partyjnych). Wyczyniała cuda. A ja znowu byłem świadkiem, w tym paltociku sprzed lat, z buntowniczą górą kręcących się włosów, niczym młody Robert Plant. Andrzej Tkacz z jedynką, vis a via "Kraba" Trietiaka, Robert Góralczyk z piątką, Walek Ziętara z dwunastką, Andrzej Zabawa z piętnastką, Mietek Jaskierski z siedemnastką, równy wtedy samemu Charłamowowi z tym samym numerem na plecach po przeciwnej stronie. No i nazwisko-wyzwanie, rzucone wtedy, powtarzane po każdej z trzech bramek i jeszcze wielokrotnie przez komentatorów – Jobczyk. Nazwisko brzmiące "po ichniemu" jak wyzwisko. Lepszego nie było wtedy na lodzie, a po drugiej stronie tylu wielokrotnych mistrzów świata. To nazwisko wgryzało się w cielsko olbrzyma, podstępnie a bezceremonialnie, jak kleszcz.

Ośmielam się to wspominać, taki ja, co na pierwsze piwa zaglądał do baru „Ludowego”, w którego ciemnym wnętrzu topił swą gorycz brat Roberta – Feliks, którego oko wypłynęło na taflę w siedemdziesiątym drugim, a teraz skrywał za ciemnymi okularami pusty oczodół. Taki ja, co pamięta „Fortunę” Wyry, klub co grał na „Bromboszczoku”. To stamtąd do Baildonu Katowice sprowadzono Góralczyków. To tam grywał też Ferdek Gansiniec, kolega ojca z lodowisk. Ferdek zbierał latem gałęzie, które przysposabiał do roli hokejowych kijów na zimowy sezon. A ojciec miał prawdziwe łyżwy i to z „metką” nie byle jaką, bo CCM. Rodził się hokej, na Śląsku, podobnie jak w Krynicy, Toruniu, Nowym Targu, różni pasjonaci zakładali małe kluby. Nie byłoby sensacji na inaugurację pierwszych MŚ w Polsce, gdyby nie tysiące małych kroków wcześniej.

Takie opowieści można by rozwijać, ale po co one, są tacy, co wiedzą lepiej, nawet to wiedzą, że 6 - 4 z ZSRR w 1976 w Spodku - sensacja z jaką równać się może tylko zwycięstwo reprezentacji USA opartej na graczach z collegów nad tymże ZSRR w Lake Placid na olimpiadzie w 1980-tym - to była ustawka. Torkat się spalił, Fortuna Wyry i tak by już nie przyjechała, bo dawno rozwiązana.

Teraz jest marketing polityczny i marketing w sporcie, a podziwia się gwiazdy z zarobkami, o których prezesi całkiem dużych firm nawet marzyć nie śmieliby. Kto by tam śledził sportowe poczynania Gerda Langnera z Szopienic.

We could have been the champions of the world,  gdyby nie to oko Felka, gdyby warunki pogodowe pozwalały na dłuższy sezon na Bromboszczoku. To się nazywa trzeci warunek. Gdybanie na temat przeszłości nie do cofnięcia. A nieoficjalna wersja śmierci Roberta Góralczyka jest taka, że trafiła go zbłąkana kula z milicyjnej strzelnicy w Oświęcimiu, koło której przejeżdżał, pracował bowiem wtedy w Unii jako trener.

© z Mordoru

inkszy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Sport