niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru
407
BLOG

o spaniu w kuchni

niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru Społeczeństwo Obserwuj notkę 11

W końcu ma się już dość tych zleceń do wykonania i rachunków do uregulowania, utrzymywania równowagi między jednymi i drugimi, bilansowania i balansowania. Ma się już dość zbawiaczy Polski, wszelakiej maści, którzy nieustanną ględźbą powodują tylko jedno jeszcze odczucie, nudnościami określane. Ma się dość i ma się pragnienie wejścia w Naturę Zimy. Zostawienia na trochę odmrażaczy do zamków, stanu dróg krajowych, soli i zaduchu niskiej emisji. A ponieważ zyskało się przychylność najbliższych, można się odmeldować, pozbierać prowiant do węzełka (plecaka), zakupić przy wejściu bilet i w ręku go miętosząc co nieco patrzeć, jak to wszystko zwolna zostaje w tyle.

A potem wysiąść na przystanku i pójść przez pola ku górze. Wiatr chłoszcze twarz i wind chill factor wzrasta boleśnie odczuwalnie. Ale dojdzie się w końcu do zbawczej linii lasu, w kapturze mocno nasuniętym na pusty łeb w czapce, z golfem naciągniętym prawie pod usta. A ponieważ zna się tę drogę w głąb Natury Zimy dobrze, to idzie się śmiało przez śnieg coraz głębszy, na którym ubywa tropów ludzkich a przybywa zwierzęcych. Dekory śnieżne na wszystkim wokół, do tego szreń jeszcze; się wie, że będzie trudno, to znaczy dobrze. Prawdziwie. Gdy w końcu dochodzi się tam, przekopawszy przez śniegi, którym do niegdysiejszych daleko, wie się już dzięki sensorom ciała, że poniżej celsjuszowej dychy.

I od razu ogień się wznieca, żeby płyny ustrojowe wnętrza do mniejszej gęstości doprowadzić. A przepoczwarzony w bryłę dawny płyn woda, zapobiegliwie w aluminiowym czajniku zostawiony, stawia się na płycie, by do stanu skupienia ciecz powrócił. No i całe życie po zachodzie słońca już kręci się wokół tej płyty i buzującego pod nią ognia. Aż przyjdzie noc i wstąpi się do klubu śpiących w kuchni. To duży klub, zna się tylko paru członków, jak Panią F., co psa na noc uwiąże w stodole na sianie, a sama wróci do kuchni na wersalkę, czy Panią B, która w wielkiej drewnianej zakopiańskiej willi wymości się na noc w kuchni właśnie. Klub nieformalny, bez siły przebicia, zapędzony mrozem i słabym dostatkiem pod kołdry i piernaty przy kuchennym piecu, popatrujący sobie przed zaśnięciem jak trzaskają drzwi limuzyn tego czy innego kwiatu narodu.

Śpiący w kuchni przygarniają w swoje pobliże na długą zimową noc wszystko, co do przetrwania jej potrzebne. W budynkach różnej wielkości, stanu technicznego, w różnych miejscach ojczyzny, oraz rozlicznych krajach nie będących tym krajem, a przecież będących ojczyzną czyjąś; z powodów różnorakich a najczęściej utylitarnych, przygnębieni ciężarem zimy złej, kurczą swój świat do rozmiarów kuchni. Wstępuję do tego klubu warunkowo i na krótki czas tylko, z takim oto usprawiedliwieniem, że tu jako tako nagrzana kuchnia jest jedynym pomieszczeniem z dodatnią temperaturą w promieniu wielu set metrów. Dookoła Głębia Zimy z wielką teraz księżycową twarzą i tą nieśmiertelną frazą Stachury, że „jest pięknie i pada śnieg”. A na następne dni mam w zanadrzu tourowe narty, nadzieję na słońce skrzące się na dziewiczych białościach, trudności podejść i ostrożność zjazdów. Mam zatem pespektywę, której większość śpiących po kuchniach nie ma, zimno jest dla nich Bożym dopustem, którego końca wyglądają co dnia. Miej w opiece wszystkich śpiących w kuchniach, oby rano obudzili się jeszcze, by zorze dnia nowego chwalić. Woda się zagotowała i za nich toast herbatą wznoszę.

© z Mordoru

inkszy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo