niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru
1050
BLOG

Mordor jest Tolkiena

niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru Społeczeństwo Obserwuj notkę 13

Mordor, pojęcie, którym posługujemy się na co dzień wręcz, które żyje życiem już własnym, synonim zła. Pasuje nam do manichejskiego opisu świata, jak w poniższym przykładzie:

Mordor – czyste zło

Tolkien dość wyraźnie nakreślił stosunek do świata Natury reprezentowany przez każdą odmianę rozumnych stworzeń. Orki i pokrewne im rasy zamieszkujące Mordor to najbardziej skrajne, prymitywne społeczności, oparte na agresji i zniszczeniu. Nie mają żadnego odniesienia do Przyrody jako wartości, kieruje nimi ideologia zniszczenia i władzy. To najbardziej skrajny i prymitywny stosunek do Natury – jego ilustracją we współczesności jest dzika dewastacja środowiska przez prymitywne, skorumpowane państwa w rodzaju Haiti rządzonego przez klan Papa Doc, albo koszmarna kombinacja jałowego krajobrazu, morderczego klimatu i bezwzględnej wojny w Etiopii.

…Każdy z nas może być inny, ale niezależnie od tego, czy naszym ideałem Natury jest wiejski ogród, stary las lub porośnięte chaszczami bagna – ważne jest to, że znajdujemy w tym piękno, równowagę i to, że chcemy przekazać ten skarb naszym następcom. Strzeżmy się tylko Mordoru.

(Prof. Jan Marcin Węsławski: Tolkien i świadomość „ekologiczna” społeczeństwa Zachodu,  Cytaty za Nacjonalista.pl, nr 5 (3479) 05/01/2015, gdzie podano iż Tekst ukazał się w piśmie „Dzikie Życie”, ukazującym się od 20 lat i poświęconym szeroko rozumianym zagadnieniom ekologii.)

Na takim użyciu pojęcia “Mordor” poprzestajemy, przystosowawszy je z tolkienowej sagi. Analizować, skąd się wzięło i do czego autorowi było – po co? To niepotrzebne deliberacje, na które szkoda czasu. Mordor to zło i tyle. Zwykłemu człowiekowi niepotrzebne przecież nadmierne zastanawianie się, podejrzane psychologie czy – brr – zagłębianie się w literackie analizy. Mordoru należy się strzec i tyle. Piotr Piętak z Tygodnika Powszechnego (TP 51-52, 21-28.12.2014) pisze:

 „John Garth uważa inaczej. Twierdzi, że doświadczeniem, które Tolkien przepracowywał (także terapeutycznie) w swych powieściach fantasy, była I wojna światowa […] Garth twierdzi, że powieściowy Mordor, kraina ciemności, to alegoria okopów, zaś uczuciowy świat pozytywnych bohaterów sagi – ich braterstwo, wierność i odwaga, ale też strach, tęsknoty i duchowe rany – oddają emocje Tolkiena i jego ‘kompanii braci’ z frontu zachodniego.”

Na co odpowiada mu lapidarnie anonimowy komentator: „przeżył traumę i napisał bajkę”.

Gdyby sięgnąć choćby do recenzji książki Gartha, można by wyczytać krainę śmierci i zniszczenia ludzkimi rękami uczynioną, gazy i setki tysięcy pocisków, hekatombę całej generacji, gehennę wegetacji w okopach, bitwę nad Sommą. Można by zobaczyć, gdzieś w tle, tą całą machinę propagandową, przedstawiającą wroga jako potwora, ohydnego i nienawistnego, służącego siłom zła.

John Garth: Tolkien and the Great War: The Threshold of Middle-earth

Tolkien, a second lieutenant in the British army, survived the bloody Battle of the Somme, which took the lives of two of his closest friends. Garth adeptly chronicles how the devastation Tolkien witnessed helped shape the mythic tale that was already brewing in his mind. Written with a seriousness one associates with the time it chronicles, Tolkien and the Great War is an erudite but eminently readable exploration of how the harsh reality of the early 20th century colored one of the beloved fantasies of the modern era. (recenzja w Amazon.com)

Tolkien served as a signal officer in the nightmarish Battle of the Somme in 1916, where two of those friends were killed. The ordeal on the Somme led to trench fever, which sent him home for the rest of the war and probably saved his life (recenzja w Publishers Weekly)

Można by, ale po co? Lepiej pozostać w przekonaniu, że przeżył traumę i napisał bajkę, kolejną bajkę o dobru i złu. Banalną wręcz bajkę, gdzie Mordor jest złem.

Można sięgnąć po piękno tej opowieści, nie dotykając jej sedna. Można ignorować, co mówi pieśń Gimli:

The world was fair, the mountains tall,/ In Elder Days before the fall

Można nie zauważać, że żyje się po upadku.

Lepiej nie wchodzić za głęboko w tę wojnę sprzed stu lat, bo można natknąć się na dokumentalne filmy z kazaniami księży, nawołującymi „zabijcie ich wszystkich”, można potknąć się o zastrzelonego przez  oficera „dezertera”, który siał defetyzm w wysyłanych do ataku. Siał defetyzm tym, że paraliżował go strach przed niechybną śmiercią. Można stanąć przed „Bóg po naszej stronie”.

Lepiej nie wracać do wojny, którą nazywamy „pierwszą światową” zaś Anglicy „the Great War”. Kiedy znów walczy się - wszystkimi możliwymi sposobami - lepiej nie wracać do nadziei, jakie były, gdy ta wojna się kończyła: że była to wojna, co zakończy wszystkie wojny.

Bezpieczniej nie dotykać „Mordoru”, bo tam jest wróg. Nie sięgać po historie, gdzie cień jest też częścią jestestwa. Kraina Mordor, gdzie zaległy cienie (mor - ciemny, dor -kraina, z języków które Tolkien "wymyślił" na użytek swej sagi), jest przecież krainą, której należy się strzec, krainą orków; niemożliwe by był to opis krainy człowieka, jego wewnętrznego krajobrazu.

Co więcej, człowiek nie wchodzi do krainy Mordor, one does not simply walk into Mordor, trzyma się od niej z daleka. Do Mordoru wchodzą „niziołki”, half-men– stworki niegodne miana człowieka - wnoszą ze sobą coś, czego nie wolno przejąć dla siebie, po co wszyscy chcą sięgnąć, nieraz w dobrej intencji, a co przynosi sięgającym tylko szkodę i ostatecznie ich niszczy, więc trzeba by to unicestwić; coś co tylko w tej krainie można zniszczyć, coś co zdolne jest przy tym zniszczyć ową krainę. By ocalić, nie myśląc o ocaleniu. Z Mordoru.

(c) z Mordoru

inkszy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo