niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru
288
BLOG

protestant

niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru Polityka Obserwuj notkę 2

 

Protestowałem. Było to wystąpienie jednostkowe, do jednego adresata skierowane. Mój protest nie przyjął form zbiorowych. Nie miałem wielu postulatów, nie określiłem sobie taktyki. Nie przygotowałem kampanii, nie eskalowałem żądań. Posługiwałem się prymitywnymi, ostentacyjnie zgrzebnymi środkami. Protest był łatwy do pacyfikacji. Wystarczyło wyrzucić do kosza.

Nie oceniałem szans, wychodziło jak tej starszej pani pod Kremlem, stojącej chwilę z wyciągniętym z torby kawałkiem materii, gdzie stało „niet wojnie”. Za nią czterech rosłych gości w mundurach Omonu. Łączyło mnie z nią jedno, niezgoda na to, co się dzieje; nie zastanawiałem się, czy mój protest ma sens, czy osiągnie efekt. Stała za nim ta sama niezgoda na stan rzeczy, jaka jest praprzyczyną wszystkich buntów. Byłem niewygodny, o ileż prostszy byłby świat bez mojego uporu.

Zwinięcie takich demonstrantów odbywa się po paru minutach, ledwo ktoś zauważył, szczęściem jakimś w obiektyw uchwycił. Nie liczyłem na aż tyle, a i tak się przeliczyłem srodze. Petycje do jednego adresata znajdowały drogę do Komisarza. Komisarz analizował, nie znajdował nic wielkiego, ale radził zachować. Gromadzić materiały, na wszelki słuczaj.    

Myślałem przez chwilę o graffiti, haśle na ścianie wypisanym. Nawet widziałem je oczyma wyobraźni: „This is the most sacred place, we kissed here”. Zarzuciłem pomysł, bo cóż by ono dało. Żółte papiery wystawiono by mi niechybnie, na podstawie okazanych dowodów. Posiadanie i wyrażanie swojego zdania, trzymanie się tego, co naszym zdaniem jest prawdziwe to wszak odmienność, z której należy nas leczyć.

{Akapit usunięty w ramach akcji okaleczania bloga].

Za nic miałem reguły marketingu, wyczucie klimatu politycznego. Wyrażałem to, co czułem, wtedy kiedy czułem. Nie czekałem na stosowną chwilę, by uzyskać efekt. Bolesna historia bezskuteczności.

A przecież miałem momenty cichej radości. Odkrywania w sobie owej praprzyczyny protestu, wolności nie dla siebie, którą postulowałem. Wyrażania tego, co czułem, mimo ograniczeń, jakich wymagała przyjęta zgrzebność formy. Chwile nadziei, pomiędzy wysłaniem a niebytem odrzucenia, nadziei, że komunikat dotrze, zostanie przyjęty z intencjami, jakimi go ozdobiłem, że cichość pomiędzy liniami będzie nie tylko moja. Jeżeli zbliżyłem się kiedy do piękna, to w tym cichym, długim, protestanckim działaniu.     

inkszy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka