niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru
228
BLOG

30a (glosa: Monk w Paryżu)

niziołek z Mordoru niziołek z Mordoru Rozmaitości Obserwuj notkę 3

 

Opowieść z czasów, gdy Thelonious Monk miał trudny okres, nie był rozumiany przez publiczność. Wyczytałem w „These Jazzmen of Our Time” Raymonda Horricka, publikacji z roku 1960-tego z Londynu, wydanej przez The Jazz Book Club tylko dla członków tegoż.

 

Pisze Horrick o występach Monka w Paryżu w 1954. Z żalem i bólem konkluduje, że Monk daje na tych występach parodię samego siebie, posuwa się wręcz do określenia, że eksecntryczny i podziwiany przez niego pianista popełnia artystyczne samobójstwo.

 

Piszę to z dedykacją dla tych niewielu, którzy zaszczycali swoją obecnością ten blog, atencją darząc publikowane tu teksty.

 

Bo konkluzja jest drobnym drukiem, w przypisach do wzmiankowanego tekstu. Otóż, skarży się pogrążający się w depresji Monk, że go we Francji nie rozumieją, nie czują jego muzyki (‘I don’t think they’ll listen to what I really want to play’), tym boleśniejsza to sprawa, że wie, iż to, co gra gdy gra dobrze, też jest niezrozumiałe. Podsłyszał tę skargę saksofonista Gerry Mulligan, i tak mu rzecze – nie przejmuj się nimi, ja będę cię słuchał, zza sceny, tylko się lekko obróć w moją stronę i tam będę (‘Don’t bother about them, I’ll be listening to you. I’ll just be off-stage listening to you. If you turn a little that way you’ll see me there”).I Monk zagrał następny koncert właśnie tak, jego cokolwiek niezgrabne ciało lekko odwrócone od publiczności i skierowane w stronę kulis.

 

Jeśli to pisanie tu miało jakiś sens, to właśnie ten, siedziałem skierowany w Twoją stronę, Tobie to grałem. Dziękuję, że chciałaś/chciałeś czytać/słuchać. Bo tylko to się liczy, nasza relacja poprzez tekst, jeśli nawiązana została.

 

A tamta historia z Paryża była początkiem muzycznego porozumienia pomiędzy Monkiem i Mulliganem. Potem nagrywali razem. Do miłego – kiedyś, może gdzieś.

inkszy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości